"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą, zostaną po nich buty i telefon głuchy" tak pisał już nieżyjący poeta, ks. Jan Twardowski, który zmarł w tym roku. Dziś przy okazji Dnia Zadusznego oraz po minionym dniu Wszystkich Świętych postanowiłem napisać felieton na temat naszego życia. 1 listopada wszyscy tłumnie wybieramy się na cmentarze, odwiedzamy groby naszych bliskich, którzy zostawili jakiś ślad w naszym życiu, których nam niekiedy czasem bardzo brakuję.

Wszyscy, a przynajmniej większość z nas 1 listopada odwiedziła cmentarze i groby swoich bliskich. Jak zawsze tworzyły się gigantyczne korki. Jak zawsze napchane były tramwaje i jak zawsze tłok na cmentarzach. Niestety, ale muszę to przyznać, jak zawsze wypadki ranne i śmiertelne. I tak będzie zapewne do 1 listopada 2007 i za rok znowu będzie tak samo. A nie musi przecież tak być. Owszem, 1 listopada - dzień Wszystkich Świętych oraz 2 listopada - Dzień Zaduszny to Święta Zmarłych, ale czy nie możemy pamiętać o naszych bliskich, których już nie ma wśród nas przez cały rok? Rozumiem, brak czasu, rodzina, praca, i inne sprawy, ale czy nie możemy odwiedzać cmentarzy przez cały rok, chociażby w okresie świąt wielkanocnych czy Bożego Narodzenia, albo w letnie okresy. To, że odwiedzamy groby naszych bliskich tylko i wyłącznie we Wszystkich Świętych świadczy o miłości, jaką darzyliśmy do naszych bliskich i widocznie ulegamy modzie. Skoro wszyscy jadą tego dnia na cmentarze, to ja też pojadę. Owszem gdyby nie Wszystkich Świętych to zapewne cmentarze byłyby bardzo zaniedbane. Jednak czy nie możemy pamiętać o zmarłych częściej, jak tylko pod koniec października i na początku listopada?

Jednak muszę przyznać fakt, że ludzie dbają o groby w ciągu roku i chodzą na cmentarze latem i wiosną, jesienią i zimą, czy nawet w upał.

Nie zapominajmy też o jednej najważniejsze rzeczy. Najpiękniejszy, najbardziej zaniedbany, umyty i przygotowany nagrobek nie zastąpi modlitwy, oraz znicz, który jest formą pamięci i pokazania miłości do bliskiej osoby, której nie ma już wśród nas.